Moje "święte" miejsce


Moje "święte" miejsce, czyli miejsce gdzie tresuje swoje ołówki. Oczywiście zdarza mi się rysować w plenerze czy na balkonie, ale w 90% zawsze rysuję przy swoim stole.

Najważniejsze: DUŻY stół! Muszę mieć dużo miejsca, żeby móc wszystko swobodnie porozkładać i mieć "pod ręką" najpotrzebniejsze przybory no i dużo ołówków.


Co prawda duże biurko to duży bałagan, ale co to za rysowanie bez artystycznego nieładu ?!


Zawsze rysuję ze zdjęć, a ponieważ lubię dokładnie analizować szczegóły każdego psiaka, opcja zoomu jest bardzo przydatna, dlatego zazwyczaj rysuję bezpośrednio patrząc na komputer. Ważne jest więc dla mnie, odpowiednia ilość miejsca na stole. Laptop stoi przede mną, a ja mam wystarczająco dużo swobody do pracy. 

Kolejną bardzo istotną sprawą jest światło. ZAWSZE należy rysować przy odpowiednim oświetleniu. Ja po prawej stronie od stołu mam okno, i jednocześnie dobre światło dzienne. Mimo wszystko zazwyczaj doświetlam sobie lewą stronę lampką, a kiedy rysuję w nocy, nawet 2 lampkami - z prawej i lewej strony.



PRZYBORY trzymam w dwóch metalowych doniczkach. W jednej kredki, w drugiej ołówki i inne przybory potrzebne przy portretowaniu. Do tego najróżniejsze gumki do mazania: tradycyjna, chlebowa, w ołówku i kilka mniejszych kawałeczków do akcentowania białych fragmentów rysunku.

Zazwyczaj na stole znajduje się również mały pojemniczek/miseczka, gdzie swobodnie mogę temperować ołówki, bez konieczności ciągłego nachylania się nad koszem na śmieci. Rzecz dość wygodna, jednak muszę pomyśleć o udoskonaleniu mojej szklanej miseczki, ponieważ już parę razy udało mi się wywrócić ją wraz z zawartością i zabrudzić pracę. Optymalnie jest kiedy pojemnik na "obierki" jest jednak zamykany :) 


A skoro o czystości mowa, to moim absolutnym "must have" jest czysta kartka, którą podkładam pod prawą dłoń kiedy rysuję. Powód? Ołówek dość łatwo jest rozetrzeć palcem/dłonią, stąd kiedy cały czas ręka jest oparta na papierze, na którym rysujemy, możemy zabrudzić rysunek. Ołówek rozetrze się, powstaną niepotrzebne cienie i rozmycia, co w ogólnym wyglądzie portretu będzie wyglądało "niechlujnie", a cała praca będzie po prostu brudna.


Nad stołem wisi tablica, gdzie kredą mogę zapisywać najważniejsze rzeczy do zrobienia, a biała kartka przyczepiona na niej to kolejka buldogów do sportretowania. 


I na koniec rzecz dla mnie osobiście bardzo ważna. Zawsze rysuję w towarzystwie muzyki. Dzięki temu mogę się jednocześnie zrelaksować i stworzyć coś fajnego. Muzyka pobudza we mnie kreatywność :) Czego słucham?! Ano wszystkiego: raz to będzie Mozart, a raz Rammstein. I nie pytajcie od czego to zależy bo nie mam pojęcia. Od humoru, od potrzeby chwili?! Ciężko powiedzieć. Lubię po prostu jak coś mi "gra".


No i to wszystko co jest mi potrzebne, żeby narysować buldoga :) No jeszcze około 20h czasu wolnego, co nie zawsze jest łatwe, ale staram się jak mogę. Rysowanie buldogów to dla mnie swojego rodzaju już rytuał. 



Tresujcie swoje ołówki!
K.



Małe podsumowanie

Od rozpoczęcia bloga minął miesiąc, więc myślę, że to dobry czas na małe podsumowanie :)
Jestem strasznie miło zaskoczona reakcją na moje rysunki. Bardzo się cieszę, że podobają się tak dużej liczbie osób! Kolejka jest pełna cudownych psiaków i już nie mogę się doczekać kiedy je wszystkie narysuję! Bardzo Wam dziękuję za miłe słowa i wsparcie! Dzięki temu bardzo pozytywnie się nakręcam, a moja własna "terapia" przynosi świetne efekty, bo przecież każdy lubi, kiedy innym podoba się to co stworzymy :).

Wracając do podsumowań ostatniego okresu: oczywiście w tym czasie powstał Franek i Emil, z których jestem strasznie dumna. Dodatkowo weekend majowy spędziłam we Wrocławiu, gdzie miałam przyjemność osobiście spotkać się z Emilem i Matką Emila. Kilka wspólnie spędzonych godzin utwierdziło mnie w przekonaniu, że kocham buldogi i KOCHAM je RYSOWAĆ! 

Z Emilem we Wrocławiu <3
Dodatkowo ostatni czas to też czas nowości. Po raz pierwszy spod tresowanych ołówków powstał Mops, Benio de Beneficjent. I chodź rasa wydawało by się podobna do buldogów to jednak rysowało się Benia zupełnie inaczej, Trzeba było zwrócić uwagę na zupełnie inne szczegóły: oczy, pyszczek. W odróżnieniu od buldogów czy to francuskich czy angielskich, u mopsów łatwiejsze do narysowania są uszy :)

Benio de Beneficjent, format A4

Ostatni miesiąc to też kilka sukcesów! Emil został pracą dnia na debuton.com z dn. 19.04.2015, a Benio de Beneficjent został pracą dnia 11.05.2015. Na tym samym portalu Franek zajął 2 miejsce w pracy dnia!!! Jestem z tego powodu bardzo szczęśliwa, ponieważ na tym portalu głosują osoby/ artyści, którzy również zajmują się rysowaniem, grafiką etc. (tworzą niesamowite prace i polecam zdecydowanie przejrzeć galerię na debuton.com).  Fajnie kiedy jesteś dostrzeżony przez inne osoby zajmujące się podobnym fachem! 

Plany na najbliższe dni?!
Kolejka buldosiów do narysowania oczywiście! Jak patrzę na te wszystkie cudowne zdjęcia, które do mnie wysyłacie to już nie mogę się doczekać kiedy narysuję je wszystkie! 
Najbliższe dni to również czas nowości! Dałam się namówić kilku osobom i spróbować wytresować kredki! Pierwsze kroki w tym kierunku zostały już poczynione, szybka wizyta w lokalnym sklepie papierniczym i czas zacząć TRESOWAĆ! Tyyyyle kolorów <3 i dużo treningu przede mną! Trzymajcie kciuki!


TRESUJCIE swój OŁÓWEK
K.



Franek


Tak jak obiecałam, tak też się stało. Nowy rysunek, a na nim lowelas Franek! Jak wiecie z poprzedniego posta Emil i Franek to super chłopaki z Wrocławia, którzy prowadzą bloga i lansują się w internetach. Najpierw mój tresowany ołówek wykonał portret Emila, a teraz przyszedł czas na Franka.


Kolejny rysunek i kolejne nowe doświadczenie:) Wiem już, że bardzo ważne jest zdjęcie, na podstawie którego rysuję portret buldoga. Oczywiście im zdjęcie lepszej jakości, tym więcej szczegółów jestem w stanie odtworzyć na moim rysunku. W przypadku Franka niestety wybrałam zdjęcie w nie najlepszej jakości i trochę musiałam improwizować, ale tak jak już pisałam, każdy rysunek to jakieś nowe doświadczenie dla mnie i myślę, że nawet udało mi się wybrnąć z drobnych niedociągnięć :)
Rysunek powstawał około 8 dni, mniej więcej po zsumowaniu czasu pracy wychodzi jakieś 17 godzin.

Kilka fotek podczas pracy:







I filmik (niestety krótki, ponieważ wyczerpała mi się bateria w kamerce):

Zbliża się weekend majowy, a więc czas mojego długo wyczekiwanego urlopu. W tym także od rysowania. W tym roku jadę do Wrocławia do "matki chrzestnej" tresowanego ołówka, czyli osoby, która zdecydowanie najbardziej mnie motywuje do rysowania buldogów <3. Przy okazji przekażę osobiście portrety Frankowi i Emilowi :) Do zobaczenia w maju!

Tresujcie swój ołówek!
K.

Emil



Miłośnikom buldogów nie trzeba go przedstawiać! Jedyny i niepowtarzalny, lowelas nad lowelasami, Emil - to kolejny bohater moich rysunków. 
Rysunek, na którym bardzo mi zależało i który bardzo chciałam narysować! Dlatego dzisiejsza notka będzie relacją z pracy nad Emilem.

Emila zaczęłam rysować 4 kwietnia, a skończyłam 18-tego, czyli prace nad rysunkiem trwały dokładnie 2 tygodnie.



Jak zawsze w przypadku moich rysunków początki są trudne, chwila zwątpienia zawsze przychodzi po narysowaniu lewego ucha... chyba to już mój rytuał. Zawsze wtedy zostawiam rysunek na około 2 dni. Dopiero po tym czasie chwytam ponownie za mój ołówek.

Nikt nie mówił, że będzie łatwo!

Emil - work in progress 








Efekt końcowy, ok. 18h rysowania, ołówki 5B-3H + ołówek automatyczny
Podczas pracy nad Emilem, miałam kilka chwil zwątpienia. W wielu miejscach wydawało mi się, że rysunek po prostu popsułam kilkoma nieodpowiednimi ruchami ołówka, że trzeba będzie zacząć od nowa, ale w rysowaniu najważniejsza jest cierpliwość (i gumka do ścierania :P)! Kilka spojrzeń na rysunek z nowej strony kilka kresek, kilka maźnięć gumką, podejście, że przecież kochasz rysować i coś na pewno da się z tym zrobić! Efekt końcowy?! Dla mnie zaskakujący! To w tym wszystkim lubię najbardziej: kiedy coś co "stworzysz" pozytywnie cię zaskakuje i dochodzisz do wniosku, że "kurczę, naprawdę mi się to podoba!". Satysfakcja jest tym większa im więcej trudności napotkało się po drodze! Dlatego nie ma się co zniechęcać, a z każdej sytuacji jest jakieś wyjście :)

Podsumowując:
Praca do narysowania bardzo trudna, chwil zwątpienia dużo, wyzwanie ogromne, ale efekt bardzo mi się podoba! Jest pozytywna energia na dalsze rysowanie - teraz czas na najlepszego kumpla Emila, drugiego lowelasa, Franka!

PS. nie wiem czy wiecie, ale chłopaki też prowadzą bloga: http://lowelasynalansie.blogspot.com/

Dziękuję wszystkim za miłe słowa i pochwały. Jestem bardzo pozytywnie zaskoczona! Postaram się rysować jak najwięcej i nie zawieść nikogo!


Buziaki :*
TRESUJCIE swój OŁÓWEK!
 K.








Trening czyni mistrza, czyli tresowanie ołówka



Długo zastanawiałam się od czego zacząć tego bloga i stwierdziłam, że zdecydowanie od podsumowania moich początków w tresowaniu ołówka.

Moja przygoda z rysowaniem zaczęła się spontanicznie w lipcu 2014 r., kiedy tak po prostu, pod wpływem chwili, wzięłam zwykłą białą kartkę papieru ksero i naszkicowałam swojego pierwszego buldoga. Wtedy dysponowałam dwoma ołówkami, które zostały mi jeszcze z czasów szkolnych.
2 ołówki firmy Herlitz o twardości HB i B to jedyne akcesoria jakie miałam kiedy rozpoczynałam przygodę z rysowaniem.

Po mniej więcej godzinie rysowania powstał pierwszy, od czasów szkolnych, rysunek. Efekt może nie do końca taki jakiego bym oczekiwała, ale radość i energia ze stworzenia czegoś swoją ręką były ogromne!

Gutek, pierwszy rysunek po długiej przerwie. Lipiec 2014 r.

Po Gutku przyszła kolej na kolejnego psa, tym razem buldog sąsiadów. Okazało się, że rysunek spodobał się innym osobom, a mnie te pochwały bardzo pozytywnie nakręciły (wiadomo każdy lubi słuchać jak się go chwali :P). Potem człowiek Internetu odszukał kilka bardzo ciekawych blogów o technice rysowania, potrzebnych przyborach, rodzajach papierów i masa innych bardzo przydatnych informacji. Szybka wizyta w internetowym sklepie plastycznym (niestety w mieście, w którym mieszkam nie ma sklepu plastycznego z prawdziwego zdarzenia) i małe zakupy: zestaw ołówków o różnej twardości, blok rysunkowy dobrej jakości, kilka innych drobnych artykułów jak gumka czy temperówka. 2 dni oczekiwania i oto jest paczka z upragnionymi artykułami do rysowania.

Zestaw ołówków Derwent Academy (6B-5H), kilka ołówków Koh-I-Noor oraz ołówek automatyczny (0,5) firmy Rotring.

Ołówki są, papier jest, chęci i motywacja również. Nic tylko rysować! 

Najpierw jeszcze szybki przegląd informacji w internecie: kilka blogów, kilka stron internetowych i filmów na youtubie. Następnie wybranie modela, w tym wypadku akurat modelki i czas na rozpoczęcie TRESOWANIA mojego OŁÓWKA! Przez kolejne 6 miesięcy powstało 9 rysunków na formacie A4, głównie buldogów, choć był i jeden człowiek! Każdy rysunek wydawał być się lepszy od poprzedniego, pochłaniał co raz więcej czasu, a satysfakcja po skończeniu cały czas rosła. Tresowanie ołówków przynosiło zamierzone efekty.  W lutym postanowiłam podnieść poprzeczkę - zaczęłam rysować na formacie A3. Szybka wycieczka do pobliskiego papierniczego, zakup szkicownika A3 i do roboty. Oczywiście, tak jak i w przypadku formatu mniejszego, na pierwszy ogień poszedł Gutek. 

15,5h pracy, format A3, marzec 2015 r.
Zdecydowanie jest to rysunek, któremu poświęciłam najwięcej czasu i jest to pierwszy, który na prawdę mi się podoba. Jestem z niego dumna! Jak widać różnica z pierwszym rysunkiem jest i to nie mała, a model przecież ten sam ;). Warto więc być cierpliwym i trenować, a efekty same przyjdą.


TRESUJCIE swój OŁÓWEK!
K.